“You give me fever
When you kiss me
Fever when you hold me tight
Fever
In the mornin’
Fever all through the nigh”
Mieszkanie było pogrążone w całkowitej ciszy. Prawie zostało przygotowane na powrót Johna. Wsłuchiwałam się w kroki dochodzące z zewnątrz, aby w odpowiednim momencie wyłowić te należące do niego. Światło kilku zapalonych świec nastrojowo rozpraszało zmrok, którym byłam otulona. Miałam właśnie w dłoniach róże, które przyniósł mi bez żadnej okazji dzień wcześniej. Ustawiłam je w sypialni w towarzystwie jednej ze świec. Usiadłam na podłodze, wpatrując się w płomień leniwie liżącym wosk, który osuwał się tworząc nacieki. Czekałam…
Musiał być zaskoczony, gdy tego wieczoru przywitała go ciemność. Już w chwili, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza stanęłam blisko drzwi. Moje serce łomotało tak mocno, że myślałam, iż rozwali swoją klatkę. Napięte do granic możliwości ciało, dopominało się rozluźnienia. Głupie to! Denerwowałam się przez taki drobiazg. Jednak to od mojego refleksu i jego stopnia zaskoczenia uzależnione było powodzenie całej akcji. Musiało się udać, bo jeśli nie… Wiedziałam, że nigdy mi na to nie pozwoli. Czyżby tak naprawdę mi nie ufał? A może to zbyt kłóciło się z maską macho, którą miał przywdzianą odkąd go poznałam i której nie chciał zdjąć nawet na kilka sekund?
Wszystko było zaplanowane. Wystarczyło tylko wyłączyć korki – dziecinnie proste, a miało przynieść tyle zysków. Na szczęście moje oczy szybko przyzwyczaiły się do ciemności. Przez moment przestałam nawet oddychać. Słyszałam, jak naciska na włącznik światła, który ku jego zaskoczeniu wcale nie zareagował zgodnie z oczekiwaniami. Przesuwając dłonią po ścianie zmierzał w kierunku skrzynki z bezpiecznikami. „Teraz, albo nigdy” pomyślałam i uniosłam nogę w górę. Uff, wymierzyłam odpowiednio. Zderzył się z podłogą z odgłosem spadającej kłody, klnąc przy tym siarczyście. Szybko wskoczyłam na jego plecy, wyginając ręce w odpowiednim kierunku. Gdyby nie element zaskoczenia, nigdy nie udałoby mi się tego zrobić. Kiedy „bransoletki” były już zapięte, odetchnęłam z ulgą.
– Josephine, co ty kuźwa wyprawiasz? – Nawet ta wściekłość w głosie Johna nie mogła zepsuć mojej radości. Jeszcze tylko taśma. Tym razem zamknięcie jego ust było najlepszym rozwiązaniem.
Miotał się, próbując wstać ale to wcale nie było takie proste.
– Zamierzasz tak długo jeszcze leżeć – zapytałam z przekąsem, wiedząc, że nie doczekam się odpowiedzi. – Idziesz ze mną, czy muszę przynieść smycz, żeby doprowadzić cię do sypialni? Żałowałam, że nie mogłam zobaczyć jego miny. Prawdopodobnie próbował mnie zabić wzrokiem. Trochę czasu musiał poświęcić na pionizację ciała. Z pewnością moje trącanie butem zmotywowało go do tego. Złapałam za jego pasek od spodni i pociągnęłam w stronę sypialni. Rozstawione świeczki dawały wystarczającą ilość światła, abyśmy wreszcie mogli na siebie popatrzyć. Ta jedna, w otoczeniu róż, emanowała zmysłowością przyciągając wzrok. Gorący wosk spływający po świecy przypominał mi nieco moje własne soki, które wydobywały się w coraz większych ilościach.
Chyba już nie był tak bardzo wściekły, jak na początku. Pewnie już obmyślał plan zemsty. Domyślałam się, że za swoje fanaberie zapłacę wysoką cenę, ale raz się żyje.
Tymczasem, wskazałam dłonią na kuchenne krzesło, które postawiłam w pobliżu łóżka. Usiadł na nim z lekkim zniecierpliwieniem, jakby chciał powiedzieć: „Kończ już kobieto ten cyrk”. Póki co, był moją ulubioną małpeczką. Pewnie organizacje obrony praw zwierząt potępiłyby znęcanie się nad nim, ale przecież na razie nikt nie złożył na mnie donosu. Włączyłam muzykę. Z głośników popłynął stary, znany kawałek:
Szybko zrzuciłam z siebie szlafrok, pokazując się w przezroczystej czarnej koszulce przypominającej tunikę. Kupiłam ją specjalnie na tę okazję. Trochę przepłaciłam, ale aprobata tkwiąca w jego spojrzeniu sprawiła, że szybko o tym zapomniałam. Na początku taniec wychodził mi trochę niezgrabnie, gdyż byłam spięta, ale kiedy coraz bardziej zmniejszałam dystans między nami, przestałam się kontrolować. Swobodnie popłynęłam na fali dźwięków, aby móc rozewrzeć butem zwarte uda Johna. Zarzuciłam nogę na oparcie krzesła, prężąc się, aby mógł przyjrzeć się srebrnym kwiatuszkom zaciśniętym na moich sutkach. Patrzyłam jak jego organ nabiera pożądanych kształtów. Tymczasem on krytycznym wzrokiem wpatrywał się w czerwony pasek włosków rosnących sporo poniżej mojego pępka. Uniósł brwi z dezaprobatą i wytrzeszczył oczy.
– Ach to… – powiedziałam zadzierając koszulkę w górę aby lepiej widział. – Wiedziałam, że będzie ci się podobało – roześmiałam się. Przecież nie musiał od razu wiedzieć, że to się bez problemu zmyje. Zresztą, może w akcie desperacji własnoręcznie ogoliłby mi te włoski, które były świadectwem naszego kompromisu. Przestałam się nim przejmować i skupiłam się na tańcu. Odwrócona tyłem, powoli opuszczałam i unosiłam pośladki nad miejscem, gdzie tkwiło to podniecające wybrzuszenie. Wiedziałam, że gdyby tylko mógł… Ale nie mógł.
Chciałam znowu na niego patrzeć. Uwielbiałam tę mieszankę wściekłości i podniecenia zdobiącą jego twarz. Zawsze miałam ochotę go wtedy porządnie zerżnąć, jednak zazwyczaj kończyło się to tak, że wyzuta ze wszystkich sił leżałam na podłodze, stole, czy na łóżku łapiąc łapczywie powietrze, po rżnięciu jakie on mi zafundował. Ale teraz, w blasku świec, zakuty w kajdanki wyglądał tylko uroczo.
Przysiadłam na nim wykonując gwałtowne ruchy w prawo, w lewo, w górę i dół. Podsuwałam pod nos nabrzmiałe piersi, wyginałam się, jakbym kręciła „ósemki”, ocierałam się, chcąc naznaczyć jego ciało i ubranie własnym zapachem. W jego spodnie wcierało się coraz więcej mojego śluzu. Już widziałam, z jaką miną będzie je zanosił do pralni. Zastanawiałam się, czy moja wilgoć dotarła już do sterczącego organu, łącząc się z pojedynczymi kropelkami, które sam musiał wydzielać. Przymknęłam oczy, myśląc o tej nabrzmiałej zaczerwienionej od pocierania główce, która eksponuje szparkę lśniąca od podniecenia. Zacisnęłam dłonie na oparciu krzesła, a moje ramiona niczym potrzask zacisnęły się na jego barkach. Czegoś mi jeszcze brakowało do pełni szczęścia. Oderwałam prawą dłoń z krzesła i szybkim pociągnięciem zerwałam taśmę przylegających do ust Johna. Okrzyk bólu zdławiłam przygryzając je. Popatrzyłam jeszcze na jego mimowolnie szklące się wilgocią, z którą walczył, oczy i popłynęłam na fali orgazmu. Gdy odzyskałam odrobinę rozsądku dostrzegłam strużkę krwi spływającą po jego ustach. Delikatnie przeciągnęłam po niej językiem, aby chwilę później oświadczyć:
– Jesteś taki słodki.
Milczał zaciskając usta. A może nie tylko usta…Organ nadal przypominał gotową do lotu rakietę. John chciał mnie ukarać. Nie mogłam dostać satysfakcji z tytułu wysłania go w chmury. Zastanawiałam się, o czym wtedy myślał. O myciu samochodu, koszeniu trawy, a może o pinczerku sąsiadki, którego szczerze nie znosił?
– Skoro taki jesteś, to pora na plan B. Kładź się na łóżko! – wydałam polecenie.
Roześmiał się szyderczo w odpowiedzi doprowadzając mnie tym do pasji.
Chyba wtedy to we mnie wstąpiło – to coś, które nigdy wcześniej nie wypełzło na światło dzienne. Zawładnęła mną biała gorączka. Ze złością wymierzyłam obcasem cios prosto w udo Johna. Chciałam, żeby spadł z krzesła, jednak nie miałam na tyle siły. Zamiast tego, zasyczał z bólu. W pierwszym odruchu miałam ochotę zapytać, czy nic mu nie jest. Tylko po co? Podnieciła mnie chwilowa władza jaką nad nim miałam. On z kolei wcale nie wyglądał na kogoś, kto podziela moje odczucia.. Tak mocno zaciskał usta, że nabrały bardzo jasnego koloru. Przegryziona warga wydała się jeszcze bardziej spuchnięta niż w momencie zanim odpłynęła z niej krew.
Nie potrafiłam oprzeć się chęci possania jej. Stanęłam nad nim w rozkroku, ale on celowo odsuwał głowę nie pozwalając mi na realizację zamiaru. Usiadłam na nim i chwyciłam za podbródek, próbując odchylić jego głowę pod właściwym kątem. Poczułam, jak jego spodnie ponownie wypełniają się sztywniejącym organem.
– A podobno ci się to nie podoba – wyszeptałam do jego ucha. Ocierając się o jego policzek poczułam świeży zarost. Przesuwałam po nim twarzą niczym kotka łasząca przy nodze.
– Dość tych pieszczot – powiedziałam z trudem odrywając się od organu i całej reszty. – Na łóżko proszę, szybciutko.
– Ty… – próbował coś wycedzić, ale zareagowałam z odpowiednią szybkością:
– Czy chcesz sprawdzić, czy drugi obcas wbija się tak samo?
Wstał z ociąganiem, po czym padł na łóżko prawie bezwładnie.
– A ubranie? – zapytałam
– Przecież nic nie mówiłaś o ubraniu, miałem się położyć.
– Na pewno tego chcesz?
– Przecież ja tylko wykonuję twoje polecenia – słyszałam satysfakcję w głosie Johna. Czułam jak uderzenie gorąca zalewa moje ciało. Gdyby wściekłość potrafiła kipieć…Postanowiłam, że nie dam się sprowokować.
– Odwróć się na bok – grzecznie poprosiłam.
– Ręce mi drętwieją. Gdybyś mi zdjęła kajdanki…
– Odwróć się na bok.
Z ociąganiem zmienił pozycję. Tymczasem ja zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Tak bardzo mamił mnie swoim zapachem, że momentami byłam bliska wyjścia z roli. Próbowałam przeciągać rękawy między kajdankami, ale nie udało się, więc zajęłam się spodniami. Nawet, nie spróbował unieść się lekko w górę, aby ułatwić mi zadanie. Wskaźnik niecierpliwości i złości znowu podnosiły się do niebezpiecznego poziomu. Wyciągnęłam z toaletki nożyczki. Z zapalczywością zaczęłam rozcinać bieliznę. John próbował protestować, ale w odpowiedzi mógł usłyszeć tylko:
– To za moje spodnie.
Organ pobudzony akcją przy bokserkach z wilgotnym uśmiechem na swojej nalanej „twarzy” przypominał mi o swoim istnieniu.
– Zaraz malutki, jeszcze tylko skarpetki i za chwilę się tobą zajmę – wymruczałam. „Malutki” chyba w ramach zgody drgnął lekko.
Pewnie, gdyby nie fakt, że podczas tego całego rozbierania w oko wpadły mi róże, finał byłby zupełnie inny. Tymczasem złapałam kilka róż i postanowiłam się nimi pobawić. To miała być taka słodka tortura.
Przesuwałam główkami kwiatów po stopach Johna, wykorzystując wiedzę o jego łaskotkach. Gładziłam pośladki, przeciągałam wzdłuż linii kręgosłupa, aby po chwili pocierać płatkami jego sutki. W końcu nadszedł czas na prezentację.
– „Malutki” to są róże.
– Róże to jest fiut Johna vel Malutki.
John w tym czasie coś mamrotał pod nosem, ale już dawno przestałam próbować go słuchać.
Kwiaty ocierałaby się o główkę „Malutkiego” przyozdabiając swoje sukienki w dość nietypowe krople rosy. Przesunęłam ich łepki w kierunku nosa zaciągając się zapachem kwiatowego podniecenia. Tęsknota odezwała się ze zdwojoną mocą. Tęskniłam za jego orgazmem. Chciałam, aby doprowadził do spazmów jego ciało, aby wydobył jęk.
Zdarłam z jednej z róż ubranko I trzymając je w dłoni zaczęłam pieścić penisa. Płatki rolowały się i pokrywały kolejnymi ranami. Niektóre z nich przeciągałam po dziurce na szczycie organu, niczym kartę płatniczą przez czytnik. Wychodziły oślinione, jak po spotkaniu ze ślimakiem. Mój język wirował w płatkach, usta wypełniały się coraz bardziej i mimo szczerych chęci twardego kutasa oraz mojego trudu. John postanowił najwidoczniej nie dawać nam tego orgazmu.
Przerwałam wysiłki i spojrzałam na wyraz jego twarzy. Był zadowolony, cholernie zadowolony. Za dobrze go znałam by przypisywać ten wyraz twarzy przyjemności płynącej z fellatio. To był wyraz triumfu.
– Długo zamierzasz mi to robić? – zapytałam, próbując zapanować nad nową falą wściekłości.
– Przecież nic nie robię.
– Chcę orgazmu!
– Wydawało mi się, ze już miała. Ale jeśli chcesz następnego… Nie ma sprawy, obsłuż się, bo ja mam…Jakby to powiedzieć? – udawał zastanowienie. – Bo ja mam związane ręce. Zresztą tak zdrętwiały, że i tak niewiele mogą – roześmiał się.
– Chcę twojego – wysyczałam.
– Sądzisz, że poślinisz trochę kutasa, obsypiesz go zdechłymi płatkami róż i to wystarczy?
– Zazwyczaj wystarczało.
– Ale dzisiaj nie wystarczy. Jak to ma dalej tak wyglądać to daj sobie spokój. Ale gdybyś nie zamierzała…Podaj mi proszę trochę whisky, bo zaschło mi w gardle.
Tego było za dużo jak dla mnie. Chwyciłam róże znajdujące się na podłodze i zaczęłam okładać jego pośladki. Duże, twarde kolce zagłębiały się w napiętej skórze dupci Johna, pozostawiając czerwone ślady.
– Ty cholerny egoisto! A żebyś wiedział, że się sama obsłużę. Jedną ręką wywijałam badylami, a drugą mocno złapałam za penisa. Ręce mnie już bolały, a orgazmu nie było widać. Przerwałam na chwilę skupiając się na lizaniu zaognionych pośladków. Nie byłam pewna, czy to John syczał, czy świece skwierczały. Wszystko mi było jedno. Miał być orgazm. Tutaj i teraz. Nie wiem kiedy przyszedł mi do głowy ten szatański pomysł. Sięgnęłam pod łóżko. Był na swoim miejscu. Wycisnęłam sporą jego ilość na dłoń. Po czym zaczęłam pieścić przestrzeń między pośladkami Johna, odpowiednio nawilżając newralgiczne miejsce. Gdy zaczęłam wsuwać w niego palec, spróbował zaprotestować:
– Nie zrobisz mi tego.
– Ale wierz mi, że zrobię – roześmiałam się. – Przecież już robię.
– To boli – oznajmił.
– Przecież sam mnie uczyłeś jak mam się rozluźnić podczas analku. Zastosuj te instrukcję do siebie. Jesteś taki ciasny… Pięknie się zaciskasz na moim palcu. Wpuść mnie teraz trochę dalej. Ooo, właśnie tak… „Malutki” znowu odzyskiwał rezon i kolorki. Wyjęłam z Johna palec, zajmując się organem i jego dwoma towarzyszami. Pewnie teraz dostałabym już jego orgazm w prezencie, ale było za późno. Za późno, abym się wycofała.
Trzymając w ustach penisa, zagłębiłam dwa dobrze nawilżone palce w jego dupcię. Po chwili opór zaczął ustępować. Jeszcze kilka ruchów, trochę ssania. Przeciągły jęk Johna był jak muzyka dla uszu, ciało, które poddało się spazmom wyrywało mi z ust plującego spermą penisa. Zassałam go delikatniej nie pozwalając się od niego odciąć. Pulsowanie na palcach było gratisem, o którego nigdy wcześniej nie ośmieliłam się prosić.
Odpięłam kajdanki i obejrzałam do końca pląsy jego ciała. Spojrzał na mnie w taki sposób. Nie wiedziałam, co miało znaczyć to spojrzenie i w tamtym momencie nawet nie chciałam wiedzieć. Odwrócił się bokiem do mnie i najzwyczajniej w świecie zasnął. Popatrzyłam na róże, które we wściekłości rzuciłam na poduszkę. Czy raczej to, co po nich zostało.
Moja satysfakcja zaczęła w tempie kurczącego się balonika zamieniać się w niepewność. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać wszystko, co miało miejsce tego wieczoru w naszej sypialni. Poczułam się zagubiona.
Kładąc się w poprzek łóżka wcisnęłam się pod jego nogi. Wpatrywałam się w jedną ze świec, której ocalała ścianka przypomniała, o tym co było zanim wstąpił we mnie demon. Wyglądała na zmęczoną tymi igraszkami, jakby sama brała w nich udział. Swoim skwierczeniem bezwstydnie zakłócała intymność ciszy.
Miało być romantycznie, zmysłowo, subtelnie. Tymczasem efekt końcowy mocno odbiegał od napisanego wcześniej scenariusza. Mimowolnie przesuwałam dłonią nad płomieniem świecy, bawiąc się nim. Zrobiło się ciepło i błogo. Wyczołgałam się z łóżka by pogasić tlące się coraz słabiej płomyki. Pokiereszowane płatki róż walały się po podłodze, przypominając o pośladkach Johna, które nie wyglądały dużo lepiej. Przylgnęłam piersiami do jego nagich pleców, zaciągając się jego zapachem. Zapachem siły, męskości, podniecenia, orgazmu i czegoś więcej… Cieszyłam się, że był zbyt wykończony, by zmyć z siebie dzisiejszy wieczór. Przesuwając delikatnie palcami po pośladkach czułam bruzdy, które powstały z drobnych ranek po kolcach.
Przymknęłam oczy i próbowałam zsynchronizować swój oddech z jego oddechem. Tymczasem sadystka, tradycjonalistka i masochistka zaplątane w zwoju moich myśli prowadziły ze sobą dysputę. Sadystka miała żal o to, że nie dostała więcej, tradycjonalistka pytała jak tak można, a masochistka zacierała ręce ciesząc się, że pewnie kara jej nie ominie. Byłam zbyt zmęczona by słuchać argumentów wszystkich trzech. Wielkimi krokami zbliżało się „jutro”. Bałam się jutra…Bałam się, że może zacząć się jego zimnym spojrzeniem oraz słowami, na które nie byłam gotowa.
Rano przywitałam Johna podkrążonymi oczami i świeżym bukietem.
– Wybaczysz mi? 🙂
Autor: Josephine
Uwaga! No niestety, pod tym tekstem również czasowo zastały wyłączone komentarze, ponieważ zlecieli się tu spamerzy i żyć nie dają 🙂 🙂
.
Kopiowanie naszych prac jest dozwolone tylko na warunkach wolnej od opłat licencji: Licencja CC BY-NC-SA 3.0